Raz po raz otrzymuję prośbę o wykonanie “dosłownie jednego zdjęcia”. Do CV, do paszportu, na portal randkowy czy do Niebieskiej Karty. I rozsadza mnie naiwny entuzjazm, że oto w piętnaście minut skończę pracę, dokonam czegoś pięknego, zbiorę pochwały i zdążę do domu dziennym autobusem. Na miejscu okazuje się, że osoba zainteresowana się spóźnia, że makijaż niegotowy, że garderoba niewyprasowana. W trakcie sesji następuje nieuniknione przebieranie w aparacie, przeglądanie wykonanych zdjęć i szukanie najlepszego profilu. Piętnaście minut zamienia się w godzinę, jedno zdjęcie w trzy serie po czternaście zdjęć, a ostatni autobus ucieka w stronę Dębiny nie patrząc na spóźnionych fotografów.
Tu również padła mityczna prośba o “jedno zdjęcie” i nastawiałem się na charakterystyczne dla muzycznych sesji mnożenie pomysłów. Zupełnie niepotrzebnie. Panowie przybyli na miejsce przed czasem, byli świetnie przygotowani i zorientowani na szybką realizację celu. Z przyjemnością zabrałem się więc do pracy i posadziłem Panów pośrodku pola. Trzydzieści minut później zeszliśmy z niego zwycięskim krokiem, a całość sesji zamknęła się w nie więcej niż jedenastu (sic!) zdjęciach. Bogowie fotografii, przeto błagam Was – oby więcej takich muzyków i więcej takich sesji!
Michał Kmieciak i Wojtek Grabek nagrali wspólnie utwór, “A Dream Too Bright To Last”, sesja zaś miała być ilustracją dla tejże kolaboracji. Utwór jest zdecydowanie nastrojowy, wręcz melancholijny, a do tego bez słów. Nie wiem, jak wpadliśmy na pomysł, że najlepiej będzie do niego pasować świeżo zaorane pole, ale oto znaleźliśmy się na podpoznańskich rubieżach, dwa fotele ciasno upakowane na tylnym siedzeniu samochodu normalnie nieprzeznaczonego do przewozu foteli. Słońce było po naszej stronie, chmury niespiesznie dekorowały nam horyzont, grząska ziemia zapadała się pod naszymi krokami, małorolny chłop nie przeszkadzał nam w pracy. Idylla.
Sarkastyczne poczucie humoru zostało poza kadrem, cięte uwagi rzucano tylko pomiędzy kliknięciami migawki, Panowie ochoczo wciągali podmiejskie powietrze nosem i wypatrywali okolicznych saren, jastrzębi i bobrów, zataczających wokół nas coraz mniejsze kręgi. Nasz wspólny czas minął podejrzanie szybko. Ani się obejrzelim, a zdjęcia były gotowe i mogliśmy przystąpić do dyskusji o niuansach retuszu. Przeczytałem kiedyś, że po czterdziestce mężczyzna ma taką twarz na jaką zasługuje. Panowie albo tego nie przeczytali, albo nie są po czterdziestce, albo nie byłem wystarczająco przekonywujący, bo od tego czasu nie wrócili po kolejne zdjęcia. Niech im ktoś w końcu powie, że blizny, bruzdy i zmarszczki wyglądają dobrze w portfolio. Mi nie uwierzyli.