“Spodziewajcie się niespodziewanego” powiedział kiedyś mądry człowiek, zapewne próbując opisać co dzieje się na koncertach Pana Jacka. Niezależnie od aktualnego muzycznego wcielenia, towarzyszących muzyków, aury pogodowej, sytuacji politycznej, liczebności publiki czy noszonego obuwia Pan Jacek nie przestaje zaskakiwać. A ja w ramach rewanżu nie przestaję chodzić na jego koncerty.
Na wczorajszym nie było wymyślnego oświetlenia ani nawet pełnego nagłośnienia, stoiska z merchem ani ochroniarzy pod sceną. Za scenografię służyło przepięknie eklektyczne i zupełnie prywatne mieszkanie, upstrzone porcelanowymi niedźwiedziami, drewnianymi końmi, dewocjonaliami (bez odkręcanych koron), obrazami autorstwa właścicielki, a także strategicznie umieszczonym portretem Mikołaja Jaskini. Trzydzieści parę osób, przywitanych i pożegnanych słonymi paluszkami i ciastkami skupiło się w kuchni i salonie, rozsiadając się na krzesłach, fotelach, dziecięcych taboretach i poduszkach w nerwowym oczekiwaniu. Naprzeciwko nas, również na dziecięcych taboretach, usadowił się zespół.
Przygrywał Pan Sebastian Pikula, multiinstrumentalista i okazjonalny psotnik, zaś Pan Jacek, w gustownych, podomowych laczkach intonował utwory o charakterze muzycznym, niejednokrotnie a capella, wypełniając przestrzeń między nimi opowieściami wartkim strumieniem swojej świadomości. Wszyscy obecni pluskali się w nim, nie bacząc na rozwieszone na ścianach dzieła sztuki. Były cytaty z antycznej i współczesnej literatury, były osobiste historie znad brzegu Wisły, były meta-narracje i chóralne, biesiadnie zaśpiewy. Wszystkie na równi (nie)spodziewane.
Niespodziewaną gwiazdą wieczoru była Panna Adrianna Styrcz, drugi głos tego wieczoru. Nie tylko wirtuozersko operowała dzwonkami chromatycznymi, ale też swym tanecznym pląsem podsumowała ostatnie półwiecze w muzyce portugalskiej, hiszpańskiej i południowoamerykańskiej. I tu właśnie należą się duże podziękowania dla Pana Jacka, bo nie dość, że co i rusz zabiera nas w muzyczne wojaże, to jeszcze podczas tych wojaży pokazuje nam osoby i miejsca, do których inaczej moglibyśmy się nie dostać. Za to w imieniu swoim, małżonki i innych zebranych osób serdecznie dziękuję i anonsuję się na kolejne koncerty, oby jak najrychlejsze.